Marta Świderska-Pelinko
Wędrowanie
REMEDIUM
od błękitu po błękit
nie czas płakać
nie czas umierać
świat jak co dzień
siedzi na naszym progu
pod cedrowym drzewem
słońce i deszcz
nie dosięgają tutaj
drążą skałę w dolinie
a ona z nami rozmawia
dostrzega pełnię
w źrenicy wszechświata
DRZEWA
każdego wieczoru
stoję w oknie
zakrywam twarz na widok
drzew co ronią żywicę
może nad moim losem
gdy w surowości swej
bezpowrotnie kradną
chwile w swoim cieniu
odcięta gałąź boli
nie mniej
odcięcie
od wyrosłego domu
niejedna jeszcze wiosna
je przebudzi
zanim
umrą na stojąco
PRACOWNIA RZEŹBY
stoją w kręgu
patrzą w nieme twarze
swoich pierwszych
rzeźb
kamienna
należy do potoku
zatrzymana szeptem
rzek i mórz co pamiętać będą
drewniana
wstydem płonie
smuga wiruje ku niebu
bezduszną kreśli szpetotę
a wiersz
tonie deszczem
stosem przeklętych
gnije pochłonięty ziemią
ona na przekór zrodzi nowy