Joanna Turczyn
Kwiat zakazanego drzewa

Przedwiośnie powiem szeptem

nie umiem znaleźć słów
zbyt wątłe przybite do ziemi
boją się spojrzeć

poprzez oszronioną codzienność
wędrują boso ja razem z nimi
kaleczę się o przeszłość

na wpół w myślach skulona
czekam

Są tacy jacy są jakimi nauczyli się być

w kuchni przypominała sobie o Bogu
dzwon otwierał uszy nieznacznie
biała sukienka lśniące pantofelki
i gromnica

starannie nakładała make up
bardziej boski wizerunek
niedziela wciskała twarz w bruk

łańcuszek podcinał gardło
dzielił ciało na dwie części
tylko jedna była jej

i zabite dziecko
siedmiotygodniowy płód
dziś nadała mu imię po ojcu
kochanku rozmodlonym tylko w niej

tego dnia szerzej uchyliła okna na krzyż

Sprzątaczka Augiasza

poobijana o bylejakość
nie wybierała miejsca
tak jak inni zespolona niebytem

napoczęta oddechem ziemi
trwa godnie w bezgłośnym cierpieniu
jej korzenie dotykają nieba

na przekór zdeformowanym śladom
życie poznała słowami
rodziców i dziadków