Kręci się w łóżku, na jednym boku wytrzyma parę minut, natychmiast ją wszystko rozboli, szuka ulgi w zmiennej pozycji, odwraca się z jednej strony na drugą niczym zaprogramowany mechanizm, ruchy wykonuje w prawie równomiernych odstępach, kolejno odzywają się wszystkie stawy, kosteczki, mięśnie, wstanie, wymieni sobie jedną ortopedyczną poduszkę na drugą, raz się jej wydaje, że łóżko jest za miękkie, potem znów za twarde, zaświeci lampę nad głową, sięgnie po książkę, którą wczoraj zaczęła czytać, ale nawet nie dojdzie do końca strony i książkę z powrotem odłoży na stolik.

Nie ma ochoty śledzić cudzych myśli, niekiedy uda jej się zagłuszyć je własnymi, chodzi wszak o to, aby je przykryć, pyta sama siebie, aby przed nimi uciekła, a może też o to, odpowie natychmiast, o ucieczkę przed problemami, z którymi nie mogą sobie poradzić, najnowsze przybyło to doświadczenie z grupką oszustów, sprawiało jej przykrość, że stracili pieniądze, ale jeszcze bardziej to, że dali się tak łatwo okłamać, przywoływała twarze mężczyzn, ich oczy, oczy ludzi, którzy właśnie zamierzali ich okraść, przy tym wyobrażeniu boleśnie ścisnęło jej żołądek, próbowała odepchnąć nieprzyjemne wyobrażenie, nie myśleć o niedawnym zdarzeniu, ale artykuł w nowinach jej go przypomniał, ponownie poczuła ściśnięcie żołądka, jakby nie mieli dosyć problemów i zmartwień bez tego.
Noc trwa a z nią kolejno przychodzą poszczególne wypróbowane rytuały, tworzyła je sobie przez lata, zawsze z nową nadzieją, że wreszcie odkryła te naprawdę skuteczne, ale bezsenność była niemniej pomysłowa, ukrywała swoje atuty do ostatniej chwili, już-już wydawało się, że sen wreszcie nadchodzi, oczy się kleiły a głowa pustoszała lecz natychmiast nie wiadomo skąd do świadomości przenikał powiew nowej świeżości, ostro oświetlający promień przecinał nadchodzącą szarówkę, bezsenność była sprytniejsza, z taką przeciwniczką nie było lekko walczyć, w końcu z zasady kończyła na tabletkach, nie znosiła różowych, niebieskich, fioletowych lub zielonych kuleczek, przełykała je ze wstrętem, zła na siebie, że znowu nie wytrwała, lękała się wszak przedłużonej nieskończoności nocy, po której następowały zmęczone, mdłe poranki...