Jan Belcik
Do milczenia
Pamięci Juliana Przybosia, w 45 rocznicę śmierci
Nie wiem czy w moich wierszach
Wziąłem sobie do serca
Przykazanie usprawniania języka
Jako najbardziej społecznego narzędzia
Wiem
Że tylko zdążałem
Do skondensowania aluzji
Jak we flarze lasek dynamitu
W najmniejszej ilości zdań
Do minimum słów
A czasem do jednego
Wiem
Że najczęściej
– zgodnie z Twą maksymą –
Dążyłem
Do milczenia
2015
Perseidy
Chmura jętek na jezdni
– poślizg i wypadek pod Radymnem
Wichura zrywa dachy
w Nienadówce
A przez całą noc
spadają perseidy
Mój Twój
[wierz mi że o tobie myślałem]
Kosmos
jednego dnia
i nocy
Żywot mleczny
Raban wieczny
Amen
13.08.2015
Credo
Czysta kartka
Doskonale wymazany
wers
Karl Grenzler
Strach na wróble
umierającemu poecie
atramentem jesiennej rosy
spisywał
na opadających liściach
wspomnienia
radości obcowania
z wędrownymi ptakami
słów
smutku wygasania
polarnych świateł
dźwięków
smaku upływania
motylich skrzydeł
znaków
zapachu rozplatania
jedwabnych wód
gestów
strach na wróble
wypłowiały
bezkrwistością
padających deszczy
słonecznych promieni
stoi pochylony
udając prostego
ze strachu przed
szpitalnym łożem
strach na wróble
pokryty plamami
śniętych owadów
coraz częściej
wsłuchuje się
w pukanie losu
o kapelusz
***
Uciekając przed łzami
chowasz się pod
posiwiałe skrzydła
anioła stróża
można zaprzepaścić się
w podskrzydłych przestrzeniach
gdzie czas się zatrzymuje
a słowo gubi
zatrzymany tu i teraz
w czasie
z którego
nie ma wspomnień
szukasz słowa
klucza do zapamiętania
bezprzestrzeni
zatrzymanego teraz
***
Mafuszce
Strażnicy w bezprzestrzeni ukrytego słowa
uwięzieni w sobie
zatrzymują czas
jednym gestem
pozbawili
dzień jasności
następnym
noc ciemności
w nieznanym języku
nucą prastare wersy
z świętej księgi
płonącymi runami
napisanej
oni
bezskrzydli anieli
boją się usłyszeć
tyknięcia zegara
pęknięcia bańki mydlanej
wdarcia się śmiertelności
po omacku poznają
nieznaną rzeczywistość
próbują
znaleźć
tą jedyną więź
między światami
dotknąć
tutaj ukrytego słowa
którego strażnikami
zostali powołani
Stefan Jurkowski
Światy osobne
po lewej stronie kamienia
nie ma ciszy
jest zgiełk
krzyki pretensje zapytania
miłość – siostra niespełnień
od wieków trwa na posterunku
zimne jak marmur słońce
świeci martwo ale nikt
nie oczekuje ciepła
inne tu światy
inne wirowanie
planet słońc kultur
bogów i powietrza
inne też sądy ostateczne
wielkie wybuchy ognia światła
co kładzie się na oczach w zastępstwie powieki
bo nie ma ciemności
tylko życie jakby takie samo
wyczuwa to małe dziecko
trzymające kamień w zdumionej ręce
by rzucić go dla zabawy
w stado gołębi
Być może
nie napiszę już wiersza o miłości
czas był zbyt szybki a ona
nie mogła mnie dogonić
spóźniona o lat czterdzieści
chciałbym na nią poczekać
ale sam bym się spóźnił o śmierć
czas – złudne poczucie nieuchwytnej zmiany
i pragnień których już nie chcemy
więc na przekór nam rosną i rosną
i nie wsiąkają w impregnowane
słowo
które zwykle umiera wcześniej
niż ten kto je chce utrzymać przy życiu
Deszcz liryczny
deszcz który dzisiaj pada
przypomina mi o twojej obecności
nie przypomina – ona jest ustawicznie –
ale czyni ją bardziej wyrazistą
ogrzewa mnie i chroni przed zmoknięciem
daje nadzieję na lepszą pogodę
a to już dużo
zwłaszcza dla kogoś w pewnym wieku
kiedy tak łatwo zapomnieć o słońcu
niech więc jak najdłużej pada
bo twoja przy mnie obecność ochronna
nabiera coraz większej siły
i szybciej rozchmurzy niebo –