Prezentacje z książek wydawanych przez wydawnictwo Abilion. Lepiej zapoznać się fragmentarycznie z treścią konkretnej pozycji książkowej zanim sięgnie się po całość.

    • Kategoria: Prezentacje
    • Odsłon: 2272
    Czytaj dalej: Poezja liryczna Powróz w domu wisielca i inne wiersze
    Pavol Hudák: Powróz w domu wisielca i inne wiersze

    Pavol Hudák
    Powróz w domu wisielca i inne wiersze

    Ojcowska rola

    Spokojny wieczór
    jest tu rzadko.
    Nad ostatnią
    nie zabudowaną parcelą
    we wsi
    po nocach bieszą się demony,
    płaczą wygnani synowie Jeruzalem,
    martwy ojciec rozsiewa
    jarzące ziarno.
    Nie stoi tu biały dom,
    nie ma go kto postawić,
    mama nie hoduje kurcząt,
    nie bawi się tu
    z wnuczętami...
    tylko rola
    czerwono płonie
    w zachodach słońc,
    czasami pogłaszcze
    chwiejne kroki mamy –
    ostatnia nie zabudowana
    parcela
    we wsi.

    • Kategoria: Prezentacje
    • Odsłon: 2137
    Czytaj dalej: Wiersze z tomiku Poza ramami
    Marta Świderska-Pelinko: Poza ramami

    Marta Świderska-Pelinko
    Poza ramami

    BOSO

    pod powiekami
    dojrzewa jeszcze
    pokora na jutro
    a ja w niepewności dzisiaj
    skłaniam się
    w stronę dziesięciu przykazań
    i potykam
    o kolejny zmierzch
    minionych dni

    nie wiem
    co kiedyś przyniesie
    okamgnienie
    na wskroś udręczy
    czy
    uświadomi
    że nie przekroczę
    boso
    progu nocy?

    • Kategoria: Prezentacje
    • Odsłon: 2296
    Czytaj dalej: Umowa z diabłem
    Radovan Brenkus: Powroty piekła

    Radovan Brenkus
    Umowa z diabłem

    Wiatr szybuje nad chodnikiem, który nie nadąża przyjmować kropli na rozgrzane ciało. Rzęsiście pada, a woda z niego spływa potokami do kanałów na poboczu drogi. Podczas letniej nocy deszcz w gigantycznie szybkim tempie wystukuje organową fugę, a mnie bezgranicznie chce się płakać. Jak wiatrowi, który ryczy, dmie piszczałami, kominami oddalonych chat, jak wiatrowi, który w głębszych tonach powtarza melodię deszczu. Przede mną przemknęła kula. Przeczuwam; czarny kot. Może tam za ogrodzeniem czyha na mnie śmierć. Kiedy przyjdzie na pewno będzie wyglądać, jak ja. Już czuję, jak oddycha mi na karku, jak stoi tuż za mną.
    Zataczam się z flaszką w ręce, czasami podeprze mnie cmentarne ogrodzenie. Mam ochotę wlać komuś, mordować, albo rozmiażdżyć skały, niech się coś dzieje. Wrze we mnie. A przy tym czuję także zmęczenie, które całym wszechświatem przytłacza powieki. Mam ochotę tu gdzieś się położyć i już się nie obudzić, na zawsze pozostać w słodkim upojeniu nieprzytomności i niczego nie postrzegać, żadnej boleści. Dlatego nienawidzę, a jednocześnie kocham sen. Jakbym się ocknął w zastępie ludzi, którzy czekają na zbiorowe ukrzyżowanie. Z jednej strony pełny protestu przeciwko zezwierzęceniu, a z drugiej otępiały, pogodzony z losem, jak mysz podczas obserwowania węża. Chociaż jestem zalany w sztok udało mi się otworzyć furtkę, której skrzypnięcie zawiasów wkuło się do spoconego powietrza, i dojść aż do grobu z napisem:

    Maria Luiza von Truman 4. 3. 1675 – 10. 4. 1695
    Śpij spokojnie!

    Przy spojrzeniu na portret pięknej dwudziestoletniej serce upadło mi na marmur, wnętrzności się porozrzucały, jelita związało, a gardło jakby ściskały drżące dłonie. – Dlaczego, Boże, wyjaśnij mi, dlaczego? – zawyłem w ciemność. Wroga ciemność, jak w oczach zawiązanych przed egzekucją, przenikła przeze mnie, aż stałem się jej wnętrzem. Nietoperze pod gzymsem kaplicy dyndały głowami w dół. Był to tak desperacki wykrzyk, że zakołysały się okoliczne drzewa. Nie, jeszcze się nie otrząsnąłem z tego, że ukochana żona uległa gruźlicy.

Strona 3 z 3