Etela Farkašová
Fragmenty z nieczęstą tęsknotą za spójnością
czasami przebudzi się w środku nocy, zasłuchana w ciszę mieszkania, w powoli rozpływający się sen, wzrokiem zabłądzi do biblioteki, która rozciąga się wzdłuż całej ściany, okiem obrysowuje kontury poszczególnych półek, zna dokładnie ich zawartość, przez dziesięciolecia dotrzymywany system nie dopuszcza zasadniczych zmian w uporządkowaniu tomów,
wie, gdzie sięgnąć, jeśli chce przekartkować w konkretnej książce, uporządkowany świat, który właśnie dlatego może stać się schronieniem, a może i punktem orientacyjnym, punktem określającym prywatny układ odniesienia,
nie odważyłaby się odgadnąć, co wszystko z tych tekstów przeszło do jej pamięci, zmieniło się na cząsteczki, o których sama pamięć nie musi wiedzieć, w najmniejszym stopniu nie musi wiedzieć, skąd się w niej wzięły, myśli albo przynajmniej poszczególne słowa; nie musi wspominać na źródła ani na to, że w ogóle były jakieś źródła, które tworzyły pamięciowe treści, nigdy nie jest wyłącznie własnym zapamiętaniem siebie, nie odróżnia granicy, za którą się w niej zaczynają inni, przedziwne współistnienie, pomyśli sobie, z okiem skierowanym na książki, w tym okamgnieniu pozbawione rozróżniającej kolorystyki,
spojrzenie na książki (chyba zwłaszcza w nocy) ją uspokaja, daje pewność, że właśnie tu jest w swoim świecie, tu jest sobą, niezamaskowaną, prostolinijną, niektóre z nich przeczytała tylko raz, do innych powracała dlatego, że chciało się jej z nimi ponownie pobyć, o niektórych też pisała, kilka jest takich, po które jeszcze nie sięgnęła, odkłada je nie wiadomo na kiedy (pomyśli, czy te nieprzeczytane zemszczą się tak, jak przypuszcza Canetti, a co jeśli naprawdę będą chciały odtrącić za brak zainteresowania i wzgardzone wzdragać się przed odprowadzeniem nas podczas ostatniej drogi?)